dziś spaliła mi się żarówka mijania z lewego przodu
zakupiłem sobie odpowiednią i po zaparkowaniu w garażu zabrałem się do wymiany (se myślę 3 minutki i po krzyku - tak było z prawą lampą)
po otwarciu maski i próbie dojścia do lampy (1.8 tdci po liftingu) na moje usta wypłynął soczysty epitet pod kontem projektanta tego samochodu (jakiś
) odpowiedzialnego za rozmieszczenie elementów w komorze silnika. ciasno jak w d.. nie ma jak dojść żeby zdjąć tą pokrywę z lampy, ale jakoś na siłę się udało...
i zaczęły się schody
1. nic nie widać, nie mogę zmacać zaczepu od żarówki więc patrzę w instrukcję i robię na czuja
2. w instrukcji stoi - najpierw wypnij przewód, później zdejmij zatrzask, a tu jakoś tak ciężko schodzi kostka z żarówki, ciasno, nagle coś pyknęlo i się udało
3. niestety pyknięcie oznaczało wypięcie zatrzsku a także jego zdjęcie z "zawiasów i upadek do komory silnika
4. jakimś cudem odzyskałem zatrzask i próbuję go zainstalować, ale ni cholery - na czyja nie da rady..
5. dymam do domu po browara (co by lepiej się robiło), przebiera w cywilne ciuchy i do dzieła
6. jedyne wyjście to odkręcić aku - biorę komplet kluczy który wożę (zakupiony na jakiejś stacji), a tam o zgrozo - nei ma 13 (za to są 2 12 nasadowe - taki wybrakowany kupiłem)
7. no nic - na górę do mieszkania, kolejny browar i 13 nasadowa
8 demontuję aku, zakładam zatrzask, żarówkę - ale klapka ni cholery nie może wejść przez to podstawkę do aku
9. demontuję to ustrojstwo, a dalej to już z górki - poskręcać wszystko do kupy i piknie jest
tak więc cała operacja z dwoma browarami poszła gładko w c.a. 40 minut zamiast w planowane 3
tak swoją drogą, to ktoś oprócz mnie ma wrażenie, że żeby zmienić tą cholerną żarówkę w lewej lampie, to projektant wymyślił, żeby udać się z tym do serwisu?