Ehh i znów mam problem
Wszystko zaczęło się od tego że chcąc odjeżdzać z pracy odpaliłem samochód i zauważyłem że światła jakoś mi dziwnie świecą (pulsowały trochę jak stroboskop
). Próba ich ponownego wyłączenia i włączenia nic nie dała więc wyłączyłem silnik i zapaliłem jeszcze raz tyle że przy zapalaniu wskazówki zegarów wychyliły się na maxa w prawo i wróciły na swoje miejsce. No to już wiedziałem ze coś nie teges jest ale stwierdziłem że pojadę dalej. po jakiejś pół minuty jazdy włączyła mi się kontrolka ładowania aku. i tak już se świeciła w czasie jazdy. W międzyczasie pojechałem w jedno miejsce a później do kobiety. Za każdym razem po odpaleniu kontrolka ładowania gasła tylko po to żeby po chwili (jakieś 15-30 sekund) znów się właczyć ale już na stałe. Zauważyłem też że odbiorniki prądu dostawały go jakby mniej (wolniej działające wycieraczki, słabiej działający wenylator ogrzewania, słabiej działające światła). Ale to talny hardcore to się zaczął jak stwierdziłem że pojadę już w końcu do domu. Podczas jazdy w pewnej chwili licznik i obrotomież przestały cokolwiek pokazywać. Licznik kilometrów również, Włączyła się kontrolka ABS a póżniej AirBagg'u. Dojechałem do pewnego miejsca gdzie wyłączyłem silnik (myślałem że jak wyłącze i właczę to może się coś poprawi ale jak widać to nie komórka czy komputer
) No i niestety nie za bardzo chciał odpalić później. Po jakimś czasie co prawda mi się to udało ale przejechałem tylko pareset metrów i musiałem skapitulowwać bo padło kompletnie wszystko (silnik prychajać powiedział że dalej to on nie pojedzie
) skończyło się na dopchaniu foki na najbliższy parking.
Tak więc coś mi się wydaje że mi alternator padł i
zbita
Co wy na to?