Przedwczoraj, zaliczyłem swoją foczką kawałek leśnej drogi w celu ominięcia mega korka przed przejściem granicznym w Świecku. Jako, że jechałem powolutku, otworzyłem okna, wyłączyłem klimę i radio, żeby posłuchać ptaszków
Niestety usłyszałem niepokojące odgłosy - metaliczne dźwięki wydobywające się spod samochodu. Jakaś metalowa część uderzała o trawy i coniektóre kawałki bezdroża.
Wysiadłem, zajrzałem pod samochód, a tam... na kablach wisi sobie kawałek blachy, jakieś 4-5cm nad glebą. Znalazłem bardziej nierówny teren, żeby móc wdrapć się pod autko. Blaszka ta, wymiarów około 15x15cm, zwisała sobie centralnie pod samochodem, mniej-więcej w połowie długości i dokładnie w połowie szerokości. Była przymocowana (już tylko) do niebieskiej podłużnej kostki, do której to z jednej strony autka wchodził przewód, a z drugiej wychodził. Może nawet były to całe wiązki - do dziś nie udało mi się znaleźć kanału, a wolałem nie ryzykować zmiażdżenia własnej twarzy
, zwłaszcza na odludziu, w środku lasu. Udało mi się za to odczepić i zabezpieczyć (szybki wrzut do bagażnika) tą blaszkę, a tajemniczą kostkę jakimś cudem przykleić taśmą izolacyjną do podwozia foki. Wyruszyłem, przejechałem kolejne 1500km i kostka do tej pory się trzyma
. Dopiero po powrocie do domu będę miał czas się tym zająć.
Czy ktoś z Was wie co to takiego próbowało odpaść? Kostka była niebieska, kształt prostopadłościanu foremnego i podstawie 1x1cm, długość około 6-7cm. Z obu stron wchodzą przewody, prawdopodobnie biegnące od tyłu do przodu samochodu.
Zastanawiam się też, co mogłoby się stać, gdybyfaktycznie odpadło - przecież ta blaszka mogła zaczepić o korzeń lub coś wystającego z gleby, ewentualnie mogłem nawet wyszarpać te kable... i pewnie nie dojechałbym do Francji.
Pozdrowionka